instagram google+ bloglovin

  • Home
  • O mnie
  • Lifestyle
    • Zdrowie
    • Kuchnia
    • Home decor
    • Kobieta pracująca
  • Beauty
    • Pielęgnacja
    • Uroda
    • Recenzje kosmetyków
  • Kontakt






Dzisiaj podzielę się z Wami moim (własnym) przepisem na Brownie z czerwonej fasoli. W mojej wersji ciasto jest bezglutenowe i bezlaktozowe, ale oczywiście można je dowolnie zmodyfikować. To na prawdę pyszne ciasto - gwarantuję, że fasoli nie czuć i ktoś kto nie wie z czego jest wykonane - w życiu nie zgadnie jego składu :) Można je jeść bez wyrzutów sumienia, jest dietetyczne.

Potrzebne składniki

Ciasto:
P. S. przepis jest na dużą brytfannę o wymiarach 35 cm x 25 cm - lepiej nie robić mniej, po upieczeniu niestety błyskawicznie znika w magiczny sposób i trzeba dorabiać ;) Oczywiście zawsze można zrobić z połowy składników - ciasta wystarczy wtedy na dwie keksówki. 

  • 4 puszki czerwonej fasoli
  • 8 jajek
  • 6 łyżek oleju rzepakowego lub kokosowego (rozpuszczonego i wystudzonego)
  • odrobina oleju kokosowego w stałej postaci do wysmarowania brytfanny (opcjonalnie masło pozbawione oleju palmowego np. Lurpak, Finuu)
  • 6 łyżek kakao
  • 3 łyżeczki sody lub proszku do pieczenia (ewentualnie mix - 1,5 łyżeczki sody i 1,5 łyżeczki proszku)
  • 1,5 szklanki brązowego cukru (opcjonalnie inny zamiennik np. stewia, ksylitol)
  • 1 tabliczka rozpuszczonej i wystudzonej czekolady (bardzo polecam czekolady J.D.GROSS, które można nabyć w Lidlu, mają na prawdę bardzo dobry skład. Mój nr 1 to czekolada deserowa z ziaren kakao odmiany tocache AMAZONIA 60% - zielone opakowanie)
  • owoce sezonowe według uznania (mogą być mrożone, ale trzeba je wcześniej rozmrozić - najlepiej wykładając na sitko tak, aby rozpuszczona woda swobodnie spływała do naczynia pod sitkiem - w przeciwnym razie powstanie nam zupa owocowa). 

Polewa:

  • 2 tabliczki gorzkiej czekolady
  • odrobina mleka roślinnego (ja używam ryżowego)






Wykonanie

Włączamy piekarnik na 180 stopni. Do rondelka dodajemy mleko (ok 3 łyżki) i rozpuszczamy czekoladę (najlepiej rozpuścić osobno jedną czekoladę potrzebną do ciasta i następnie - już po jego upieczeniu - w tym samym rondelku 2 pozostałe, które będą naszą polewą). Na duże sitko wykładamy z puszek całą fasolę i płuczemy ją pod strumieniem zimnej wody, następnie przekładamy do dużej miski. Dodajemy jajka, olej, kakao, cukier i proszek do pieczenia. Bardzo dokładnie blendujemy na gładziutką jednolitą masę. Rozpuszczoną i wystudzoną tabliczkę czekolady dodajemy do naszej masy. Wykładamy do brytfanny wysmarowanej odrobiną oleju kokosowego. Pieczemy 60 min w temp. 180 stopni (jeżeli ciasto robimy z połowy składników, w foremkach keksówkach - powinno wystarczyć 40 min. pieczenia). 







Po upieczeniu ciasto polewamy rozpuszczonymi 2 pozostałymi czekoladami. Następnie na wierzch wykładamy owoce.








I gotowe! Smacznego :)



Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze






W dzisiejszym poście chciałabym Wam pokazać moją zeszłoroczną dekorację balkonu. W tym roku niestety balkony mamy w remoncie i o takich widokach mogę tylko pomarzyć. Co prawda jeden balkon już nam oddano, ale jest mniejszy i źle się tam czuję, tak zupełnie "na widelcu", zero prywatności. 

Z tymi skrzynkami wiąże się zabawna historia. Co prawda wtedy byłam wściekła i absolutnie nie było mi do śmiechu, ale dziś kiedy piszę ten post sama do siebie się cieszę ;)
Zacznę od tego, że taką dekorację wymyśliłam sobie przed zeszłorocznym weekendem majowym. Bardzo zależało mi, żeby na weekend balkon był gotowy, ponieważ spodziewaliśmy się gości.

Aby sobie ułatwić zadanie postanowiłam kupić na Allegro gotowe skrzynki, pomalowane już na biało. Oczywiście sprzedawca w opisie umieścił informację, że skrzynki są do ogrodu lub na balkon ;) Złożyłam zamówienie, zapłaciłam i "cierpliwie" czekałam. Mimo informacji od sprzedawcy, że przesyłki są wysyłane w ciągu 24h, na moją czekałam w sumie 2 tygodnie. Majówka się skończyła, a moje skrzynki dalej nie przyszły... 

Po dwóch tygodniach okazało się, że kurier Pocztex 48 postanowił zostawić je na poczcie, gdyż nie zastał nikogo w domu (no ludzie pracują, chyba mało kto w środku dnia, w tygodniu jest w domu). Oczywiście nie raczył nawet zadzwonić. O tym fakcie nasza wspaniała Poczta Polska postanowiła mnie poinformować jedynie smsem. Dobrze, że mamy spory samochód, tych skrzynek zamówiłam 12! Cała ogromna paleta. W dwóch różnych rozmiarach, mniejsze i większe.
Czekałam w domu, na mojego małża, który po pracy miał pojechać odebrać przesyłkę. Syn w tym czasie bawił się z kolegami i koleżankami na osiedlu (dzieci w różnym wieku, najmłodsze mogło mieć z 5 lat). Byłam po prostu w szoku, jak wszystkie te dzieci nosiły z samochodu nasze nieszczęsne skrzynki, jedno po drugim jak mróweczki. Wszystko przeniosły chyba w 5 min. Dodam, że mieszkamy na III piętrze bez windy! Próbowałam je powstrzymać, ale dla nich to była taka frajda, że nie chciały o tym słyszeć. W rezultacie jedyny dorosły mężczyzna z tego całego towarzystwa, mój małż wszedł do domku zadowolony, niosąc w ręku jedynie portfel i telefon.

Dzieci-pracusie otrzymały oczywiście podziękowanie w postaci lodów dla każdego, a ja błyskawicznie zabrałam się do upiększania naszego balkonu.
Po skończonej pracy spędziliśmy z małżem miły wieczór sącząc drinki w takim pięknym otoczeniu ;)




 





Mimo, że balkon jest zadaszony i raczej nigdy nic na niego nie pada, oczywiście na noc profilaktycznie zabrałam wszystkie poduszki. Niestety była straszna burza, przeokropna wprost ulewa...




Wyobraźcie sobie moją minę, kiedy rankiem zobaczyłam to.....




!!!!!!!!!!!!!!!




💔😢








Na prawdę, na stronie sprzedawcy nie było informacji, że skrzynki zostały pomalowane plakatówkami! 

!!!


😂😂😂😂😂


Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze



W dzisiejszym poście podzielę się z Wami recenzją kremu, który zakupiłam w aptece zupełnie przypadkowo, ok dwa miesiące temu, będąc pod wpływem bardzo pozytywnej opinii na jego temat. Do apteki przyszłam w nadziei, że uda mi się wreszcie dostać krem marki SVR Sebiaclear Mat+Pores - moje wiosenno - letnie must have (krem ten świetnie nadaje się na gorące miesiące, dobrze matuje skórę i wygładza rozszerzone pory idealnie przy tym ją nawilżając, niestety nabycie go w drogeriach/aptekach stacjonarnych graniczy wręcz z cudem). Oczywiście mojego ulubieńca nie było. Pani magister natychmiast podchwyciła temat widząc moje rozczarowanie. Okazało się, że kosmetyki apteczne to jej konik ;) Na temat marki Lierac chyba mogłaby napisać cały poemat. Ostatecznie, po bardzo długiej rozmowie, będąc pod jej przeuroczym wpływem kupiłam krem Lierac HYDRAGENIST NUTRIBAUME NOURRISSANT SOS OXYGENANT REPULPANT - odżywczy balsam dotleniający kuracja S.O.S. 

Co nam obiecuje producent?

Producent twierdzi, że produkt intensywnie regeneruje skórę, wygładza zmarszczki i drobne linie, nie zatyka porów. Skoncentrowany 11% KOMPLEKS HYDRA 02  - biomimetyczny tlen (białka biomimetyczne używane w kosmetyce naśladują naturalnie obecne w naszej skórze aminopeptydy, które tracimy wraz z wiekiem), ekstrakt z liści ambiaty (rośliny występującej na Madagaskarze o wysokiej zawartości fenoli, czyli związków o działaniu regenerującym i ochronnym) i wysokocząsteczkowy kwas hialuronowy, kompleks witamin i minerałów oraz oleo ekstrakty z dzikiej róży i róży chilijskiej bogate w kwasy omega 3, 6, 9 - wszystkie te składniki dają skórze prawdziwą odżywczą kąpiel. Bogata, aktywna konsystencja z masłem shea sprawia, że balsam jest idealny dla pozbawionej komfortu, przesuszonej skóry, tworząc dodatkowo naturalny film ochronny. Nie zawiera parabenów. 


Opakowanie

Krem zamknięty jest w uroczym i eleganckim szklanym słoiczku o pojemności 50 ml. Jego ważność to 3 miesiące od otwarcia. Świadczy to o świetnym składzie.

Konsystencja

Krem ma lekko gęstawą konsystencję, jednak przy zetknięciu ze skórą pięknie się rozprowadza i natychmiast wchłania zostawiając na niej lekki, nietłusty film.

Działanie

Wygładzające, wypełniające, odżywcze, regenerujące, przeciwzmarszczkowe. 

Efekty

Po ok dwóch miesiącach codziennego stosowania (1x dziennie) widzę efekty, które obiecuje producent. Krem idealnie nadaje się pod chyba każdy podkład, nie roluje się ani nie waży - dlatego zajął honorowe miejsce w mojej porannej pielęgnacji. Na niego stosuję oczywiście filtr SPF 50, który jest nieco tłusty, jednak dzięki Lierac po całym dniu skóra jest nawilżona, ale nigdy nie tłusta. Dla upewnienia się, że to jemu zawdzięczam dobre "trzymanie się" podkładu, przez kilka dni używałam inny, również nietłusty krem (Dermedic) + oczywiście wspomniany wcześniej filtr - efekt nie był zadowalający, co więcej po powrocie do domu marzyłam o tym by jak najszybciej umyć buzię. To pokazuje, że najważniejsze jest wcześniejsze przygotowanie skóry i nie ma znaczenia, że kolejne warstwy są nieco "treściwsze". Dodam jeszcze, że w momencie, gdy nabyłam krem Lierac, jednocześnie w porannej rutynie zrezygnowałam z mojego dotychczasowego ulubieńca serum It'S SKIN Power 10 Formula LI Effector, o którym możecie przeczytać tutaj klik. Zawsze, gdy testuję nowy kosmetyk nie łączę go z "ulubieńcami" - wtedy mogę sprawdzić jego możliwości w 100%, bez ryzyka przekłamania :)

Koszt

Można go nabyć za cenę mieszczącą się w przedziale 110,00 - 130,00 zł (przez Internet oczywiście taniej).

Podsumowanie

Podsumowując - chciałam zakupić krem, który używam w sezonie wiosenno - letnim od kilku lat, krem który nawilża, matuje i niweluje rozszerzone pory (które niestety mam i które w okresie letnim są najbardziej widoczne, a z którymi w tym czasie tylko SVR sobie jakoś radzi). Poszłam po SVR, a wyszłam z Lierac. I mimo, że jeden z drugim niewiele ma wspólnego - to nie żałuję :) Jestem z niego bardzo zadowolona, i chociaż pory nadal są widoczne (nikt nie mówił, że znikną), buzia jest świetnie wygładzona, nawilżona i po prostu mięciutka ;) A do tego ten cudowny zapach wody różanej, gardenii i jaśminu.. Lierac w mojej porannej pielęgnacji zostanie na dłużej, a ja oczywiście zakupię też SVR, który tym razem znajdzie miejsce w mojej pielęgnacji wieczornej.



Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Newer Posts
Older Posts

promujblogapl

promujbloga.pl

About me

Witaj na moim blogu, mam nadzieję, że dłużej tu zostaniesz :)
Mam na imię Sylwia. Jestem mamą 10 - letniego Jakuba. Z wykształcenia jestem technikiem usług kosmetycznych oraz certyfikowaną linergistką. Chyba zawsze we mnie było zamiłowanie do pielęgnacji, kosmetyków, makijażu i wszystkiego co tylko może sprawić, że kobieta poczuje się bosko we własnej skórze. Interesuję się również aranżacją wnętrz i zdrową kuchnią, której tajniki wciąż zgłębiam. Uwielbiam czytać kryminały. Moje motto życiowe: Żyj chwilą/carpe diem/.

Follow Me

  • google+
  • instagram
  • bloglovin

Mój Instagram

Translate

Labels

  • Beauty
  • Lifestyle

recent posts

Blog Archive

  • czerwca 2018 (3)
  • marca 2018 (1)
  • lutego 2018 (7)
  • stycznia 2018 (1)
  • czerwca 2015 (1)
  • maja 2015 (1)
  • kwietnia 2015 (1)
  • marca 2015 (3)
Instagram Google+ Bloglovin

Created with by BeautyTemplates | Distributed by Blogger